Wiadomości z Rudy Śląskiej

Rudzianin w drodze po Koronę Ziemi!

  • Dodano: 2012-02-22 21:30, aktualizacja: 2013-08-01 12:27
Artur Braszkiewicz 34-latek,  pracownik  KWK Halemba-Wirek. Z pozoru całkowicie "zwyczajny" Rudzianin.  Jak wiadomo - pozory mylą! Bo ilu Rudzian hobbystycznie zdobywa najwyższe szczyty Ziemi…?  
 
 
Skąd pomysł na wspinaczkę, jak to wszystko się zaczęło? Tu gdzie mieszkasz, w Rudzie Śląskiej, chyba dosyć ciężko od kogoś "zarazić się" takim hobby?
Moja  fascynacja górami rozpoczęła się w 1997r., kiedy to, wraz z moją przyszłą żoną, Marleną, pojechaliśmy w Tatry. Chcieliśmy odwiedzić miejsca znane nam tylko z pocztówek. Niestety, podczas tego wyjazdu nie udało nam się pochodzić po tatrzańskich szlakach, ponieważ trafiliśmy na deszcze, rozpoczynające słynną powódź. Jednak postanowiliśmy wrócić za rok i wtedy dopiero tak naprawdę "zaraziłem się" górami.
 
Jak wspominasz swój pierwszy raz - pierwszy szczyt, który zdobyłeś? 
Od 2001r. odbywałem służbę wojskową w Przychodni Specjalistycznej w Goduli,  tam też poznałem osoby, które wciągnęły mnie we wspinaczkę na całego! Zaproponowali  mi wejście na Rysy (2499m). Pamiętam, że była to wczesna wiosna i Czarny Staw pod Rysami stał jeszcze skuty lodem. Wchodziłem w pożyczonych butach plastikowych tzw. skorupach…  Ale miałem już wtedy swój pierwszy świeżo zakupiony czekan, który mam zresztą  do tej pory!
 
Czy wspinaczka jakoś odbiła się na Twoim zdrowiu?
Zdarzają się różne "wpadki". Na przykład - pierwszy wyjazd w Alpy. W weekend majowy pojechaliśmy w trójkę na najwyższy szczyt Austrii - Grossglockner. W trzy dni weszliśmy i zeszliśmy ze szczytu. Wchodziłem w odkupionych "skorupach" i poważnie poobdzierałem sobie nogi.  Wracałem do Polski w papciach. Musiałem spotkać się parę razy z chirurgiem, aby doprowadził moje poranione nogi do porządku. 
 
Która z gór była dla Ciebie szczególnie nieprzychylna?
Zdecydowanie Grosses Wiesbachhorn – udało nam się na nią wejść dopiero za czwartym razem. Pierwszym razem w maju było tak dużo śniegu że nie daliśmy rady. Drugim razem już od innej strony (wschodniej) również pokonały nas masy śniegu i zagrożenie lawinowe. Trzecim razem, od strony doliny Kapruner, na podejściu do schroniska zaskoczyła nas lawina ciężkiego wiosennego śniegu i przysypała nas aż do pasa. Mieliśmy szczęście, że większa część lawiny zeszła inną częścią stoku, jedynie  ta mniejsza przetoczyła się przez nas. Po krótkiej rozmowie i głosowaniu postanowiliśmy nie ryzykować i zeszliśmy w dół. 
 
Dobrze wiemy, że wspinaczka to nie tylko sukcesy. Góry zbierają swoje żniwo. Czy również Tobie zdarzyła się kiedyś "mrożąca krew w żyłach" sytuacja? 
Oczywiście. Były to początki naszych wędrówek zimowych po Tatrach, więc i doświadczenie mieliśmy małe. Wiedzieliśmy, że po dużych opadach śniegu nie powinno się wychodzić wysoko w góry, ale my - młodzi ambitni - postanowiliśmy przejść ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich do Morskiego Oka. Niestety, przy zejściu do Świstówki  Roztockiej, pierwsza trójka podcięła lawinę. 
Lawina nie była dużych rozmiarów, ale zasypała dwie osoby, trzecia utrzymała się na powierzchni. Szybko zbiegliśmy na dół i zaczęliśmy sondować lawinisko kijkami teleskopowymi (wtedy jeszcze nie posiadaliśmy sond lawinowych i detektorów lawinowych).  Pech chciał,  że jedyną łopatę miała dziewczyna przysypana przez lawinę…  Jedną osobę szybko znalazł kolega, który jednak utrzymał się na powierzchni lawiny - widać było mu kawałek plecaka, leżał na płasko zaraz pod powierzchnią śniegu…
Została jeszcze dziewczyna z łopatą. Wyczuł ją kolega poprzez sondowanie kijkiem teleskopowym i zaczęło się kopanie w zbitym śniegu… Udało się ją odkopać po 15 minutach poszukiwań. Po wyciągnięciu na powierzchnię była w szoku i zaczęła płakać i nas przepraszać…  
 
Na pewno teraz już dobrze znasz góry. Czy kiedyś uratowało Cię wyłącznie przeczucie, tzw. intuicja?
Tak, mieliśmy kiedyś bardzo dużo szczęścia.  Było to  na podejściu pod Rysami. Brodziliśmy w śniegu, momentami do pasa. Po wyjściu ponad Bulę pod Rysami,  bardzo mi się nie spodobał teren i schodzące z okolicznych ścian małe lawinki pyłowe (czyli lawinki świeżego śniegu). Do tego doszedł dziwnie marszczący się śnieg wokół nas i głuche odgłosy trzasków,  pęknięć... Wtedy stwierdziłem, że zabrnęliśmy za daleko. Postanowiliśmy zawrócić. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie kolega i powiedział: "Z Rysów zeszła potężna  lawina i zasypała licealistów z Tychów. Trwają poszukiwania…".  Włosy stanęły mi dęba. 
 
Z pewnością apetyt rośnie w miarę jedzenia – zdradź nam swoje wspinaczkowe marzenie.
To oczywiście zdobycie Korony Ziemi, czyli najwyższych szczytów wszystkich kontynentów. Szczytów powinno być siedem, jednak ze względu na nieścisłości, planujemy zdobyć całą dziewiątkę:
  • Azja: Mount Everest (8848 m n.p.m.)
  • Ameryka Południowa: Aconcagua (6962 m n.p.m.)
  • Ameryka Północna: McKinley (6194 m n.p.m.)
  • Afryka: Kilimandżaro (5895 m n.p.m.)
    Europa: 
  • (wg geografów) Mont Blanc (4807 m n.p.m.)
  • (wg Messnera) Elbrus (5642 m n.p.m.)
    Australia: 
  • (wg Bassa) Góra Kościuszki (2230 m n.p.m.)
  • (wg Messnera) Oceania: Puncak Jaya (4884 m n.p.m.)
  • Antarktyda: Masyw Vinsona (4892 m n.p.m.)
 
Skąd ten ambitny pomysł?
Kiedyś w Alpach mój partner wspinaczkowy, Krzysztof, zaproponował wyjazd na wyższą górę niż alpejskie czterotysięczniki. Pomyślałem,  że to dobry pomysł aby sprawdzić swój organizm na dużej wysokości. Krzysztof zaproponował wyjazd na Aconcaguę do Argentyny. Jest to najwyższa góra w Ameryce Południowej. Wiedziałem, że koszt takiej wyprawy będzie bardzo duży - jednak zgodziłem się. Ze swojego skromnego budżetu nie byłbym w stanie uzbierać pieniędzy  na taką wyprawę, więc postanowiłem poszukać pomocy w różnego rodzaju firmach. Oczywiście nie wszyscy byli zainteresowani pomocą, ale znalazły się osoby prywatne oraz firmy, które były zainteresowane wyprawą, a później i całym pomysłem zdobycia Korony Ziemi.  Tu szczególne podziękowania dla firmy  Kanclerz – my, mieszkańcy Rudy Śląskiej zawsze powinniśmy się wpierać!
 
Twoje ostatnie wyprawy są realizacją planów zdobycia Krony Ziemi. Zdradź nam jakieś szczegóły!
Po powrocie z Argentyny postanowiliśmy zorganizować wyprawę do Rosji na Kaukaz, aby wejść na Elbrus. Pojechaliśmy tam we wrześniu 2010r. - z Warszawy lot do Moskwy i dalej TU 154 do Mineralnych Wód w Kraju Stawropolskim. Następnie przejazd przez granicę z Krajem Kabardyno-Bałkarskim do wioski Terskol. Można powiedzieć, że weszliśmy na Elbrus w stylu alpejskim, czyli bez zakładania obozów wyżej  i schodzenia niżej na nocleg (bez aklimatyzacji). Na szczycie byliśmy 17 września ok. 8:30 czasu miejscowego.
 
Kolejny szczyt na celowniku z Korony Ziemi - było to afrykańskie Kilimandżaro Polecieliśmy do Nairobi, stolicy Kenii i dalej autobusikiem do Moshi w Tanzanii. Na "Kili" nie da się wejść bez przewodnika i całej grupy tragarzy. Oczywiście wszystkich trzeba opłacić… Wybraliśmy drogę Machame i na szczycie zameldowaliśmy się 5 lutego - jakąś godzinę po wschodzie słońca.
 
Zdradź nam, jakie  są Twoje najbliższe wspinaczkowe plany?
Mamy zamiar wejść na najzimniejszą górę na ziemi, a jest nią Denali czyli McKinley (6194m), położona na Alasce najwyższa góra Ameryki Północnej. Tą kosztowna wyprawę również pomogła nam sfinansować firma Kanclerz. Wylot prawdopodobnie już 18 maja z Wrocławia do Frankfurtu, potem na Alaskę do Anchorage. Tam nocleg i następnego dnia przejazd pociągiem do Talketny, małej miejscowości znanej z serialu "Przystanek Alaska". W Talketnie meldujemy się w siedzibie Parku Narodowego Denali. Następnego dnia, przy dobrych warunkach atmosferycznych, lecimy na lodowiec Kahiltna. Tam już tylko lód, skała i mamy nadzieję, dobra pogoda przez przeszło dwa tygodnie!
 
 
Szukamy sponsorów dla Artura Braszkiewicza – wsparcie finansowe jest niezbędne, by ten Rudzianin zdobył Koronę Ziemi! Chcesz go wesprzeć – skontaktuj się z nami!
 
 

Najważniejsze szczyty zdobyte przez Artura Braszkiewicza:
2001 
Grossglockner  3798m - Austria
Dachstein 2995m -  Austria 
Mont Blanc 4807m -  od strony francuskiej
2004 
Dom 4545m – Szwajcaria
2005  
Dome de Neige des Ecrins 4015m - Francja 
Monte Viso 3841m - Francja
Piz Bernina 4049m i wędrówki po via ferratach (żelaznych ubezpieczonych drogach) w Dolomitach Brenta – Włochy
2006
Allalinhorn 4027m - Szwajcaria. 
Dufourspitze 4634m - ( drugi szczyt Alp),  Szwajcaria. 
2007
Zugspitze 2962m - Niemcy
Aletchhorn 4195m – Szwajcaria
2008
Grand Combin 4314m -  Szwajcaria
2009
Wildspitze 3772m  - drugi szczyt Austrii
Grosses Wiesbachhorn 3570m - Austria
2010
Aconcaguę 6962m – Argaentyna
Elbrus 5642m – Rosja
2011
Kilimandżaro 5895m - Tanzania 

Komentarze (6)    dodaj »

  • ANNA

    TRZYMAM KCIUKI ZA KOLEJNE WYPRAWY...JESTEŚ NIESAMOWITYM CZŁOWIEKIEM:)

  • Monika

    Dużo wytrwałości i sprzyjających warunków, a poza tym to fajnie przeczytać sobie o TAKICH dokonaniach kolegi z klasy

  • OLO

    a ja Ci życze tyle zejść co wejść. Pozdro

  • waldek

    Hej,życzę spełnienia marzeń,myślę że zdobędziemy razem naszą koronę polskich gór pozdrowienia waldi

  • anioł

    czesc Artur zycze wytrwałości i dużo dobrych sponsorów mam nadzieje że jeszcze zdobedziemy razem nasze górki pozdrowienia Leverkusen :)

  • Ania

    życzę dużo szczęścia, wytrwałości i dobrej pogody. Trzymam kciuki za powodzenie wyprawy.

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.